Hydroenergetyka znalazła się na wirażu. Ale może z niego wyjść

autor zdjęcia: shutterstock

źródło: Rzeczpospolita

Chiński projekt znany pod nazwą Yarlung Tsangpo Lower Reaches Hydropower Project, przewiduje m.in. budowę tamy trzykrotnie większą od sławetnej Tamy Trzech Przełomów

Elektrownie wodne przez wiele dekad były forpocztą odnawialnej energii. Efekty zmian klimatycznych mocno jednak odcisnęły się na ich kondycji. Ale eksperci uważają, że hydroenergetyka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

Co do jednego panuje zgoda: zapotrzebowanie na energię będzie nieubłaganie rosło. W scenariuszach uwzględniających powszechne użycie sztucznej inteligencji będzie to wzrost skokowy, wręcz dwu-, a może i trzykrotny w stosunku do obecnego w gospodarkach rozwiniętych lub bardzo dynamicznie się rozwijających. Ani energetyka tradycyjna, ani OZE solarne i wiatrowe mogą nie sprostać takiemu popytowi. I tu decydenci przypominają sobie o hydroenergetyce.

To prognozy wzrostu popytu na energię – zwłaszcza elektryczną – stoją za dwoma gigantycznymi projektami, które w tym roku zyskały zielone światło w Himalajach. Jednym jest chiński projekt znany pod anglojęzyczną nazwą Yarlung Tsangpo Lower Reaches Hydropower Project, uwzględniający m.in. tamę trzykrotnie większą od sławetnej Tamy Trzech Przełomów. W połowie roku Indie uruchomiły prace nad konkurencyjnym przedsięwzięciem – projektem obejmującym wybudowanie 208 tam na rzece Brahmaputra, z założeniem, że moc tego systemu sięgnie 75 GW. Wartość chińskiego projektu to mniej więcej 160 mld dol., Indusi szacują koszty swojego przedsięwzięcia na 77 mld dol.

Problem w tym, że Yarlung Tsangpo to nic innego, jak górny bieg Brahmaputry po chińskiej stronie. Obie strony planują nowoczesne przedsięwzięcia, zarządzane dzięki...